czwartek, 20 czerwca 2013

Ciąg dalszy ciągu dalszego 10 kartki.

Już trzecia części tej samej kartki...To chyba najdłuższe opowiadanie jakie pisałem w życiu. Dodaję dzisiaj, ponieważ jutro mnie nie ma. Miłej lektury. :)

Dopiero po chwili rozpoznałem kto jest tą postacią. To była Lena.
-Co tu robisz?-zapytałem zdziwiony.
-Przyszłam wam pomóc i ostrzec.
-Przed czym?
-Przed dziadkiem, wysłał dwójkę swoich sług by czekały na was tutaj.
-Wampir i wilkołak?
-Tak...Skąd wiesz?-teraz ona się dziwiła.
-Już się z nimi rozprawiliśmy.- wyjaśniłem i zaśmiałem się.
-To się trochę spóźniłam...
-Można tak powiedzieć, chodź zaprowadzę cię do Augustinusa. Chętnie cię pozna.
-Dobrze.
Ruszyliśmy starymi, marmurowymi schodami do gabinetu. Gdy Strażnik nas zobaczył jego oblicze w jednej chwili rozjaśniło się.
-Lena, dziecko, jak dobrze, że jesteś tutaj!-zawołał natychmiast.
-Ty ją znasz?-miałem szczękę gdzieś w okolicach podłogi.
-Zapomniałeś jak ci mówiłem, że byłem przy narodzinach wszystkich nieśmiertelnych od czasów gdy ja zostałem powołany? Ale nie czas teraz na wyjaśnienia. Leno czy dobrze pamiętam, że twoją mocą jest zsyłanie cierpienia?
-No tak...
-Wspaniale!
-Że co?-ja i Lena zawołaliśmy jednocześnie.
-Chyba nie nadążam...-dodałem.
-Nie jestem w stanie pokonać mocy zakazanych słów, ale ty, Leno, tak. Nauczono cię antagonizmu?
-Czego?-dziewczyna zrobiła wielkie oczy.
-Antagonizm to przeciwstawność sił, czyli czy potrafisz użyć swojej mocy w przeciwnym celu niż zazwyczaj?
-Nie...Ja umiem tylko przysparzać cierpienie...
-To zrobimy przyspieszony kurs. Podejdź ze mną do tego chłopaka.-wskazał młodzieńca na łóżku operacyjnym. Stanęła przy nim trochę zdezorientowana.
-Co mam robić?
-Co robisz gdy zazwyczaj używasz swojej mocy?
-Kładę dłoń na plecach ofiary, tak by znajdowała się na wysokości serca i skupiam się by przywołać najgorsze wspomnienia. Potem, gdy jest ich wystarczająco dużo, zmieniam ból emocjonalny w ból fizyczny.
-Bene, a więc zrób teraz tak. Połóż dłoń na klatce piersiowej, tak by znajdowała się nad sercem. O, właśnie tak. Teraz zintegruj się z jego bólem...Próbuj go zniwelować, aż w końcu będziesz mogła go całkowicie wyłączyć. Musisz się całkowicie skupić na tym.
Lena stała tam, widać było, że stara się, ale nie potrafiła tego zrobić.
-Nie umiem...
-Możesz to zrobić, wierzę w ciebie, od tego zależy jego życie.-mówił łagodnie Augustinus.
-Ja też w ciebie wierzę...-wyrwało mi się, a ona spojrzała na mnie i się zaczerwieniła. Wzięła głęboki oddech i znów spróbowała...Skupienie malowało się na jej twarzy, aż nagle znikło, pojawił się natomiast spokój. Również oblicze młodzieńca stawało się spokojniejsze, coraz mniej skurczy przebiegało przez nie, aż w końcu ustały. Lena usiadła na krześle, które było niedaleko.
-Coś ci się stało?
-Nic jej nie będzie, to normalne, antagonizm kosztuje trochę energii życiowej.-odezwał się Augustinus, grzebiąc w torbie. Wyciągnął z niej buteleczkę z niebieskawego szkła.
-Proszę, to powinno zwrócić ci siły.-podał jej buteleczkę, a ona się napiła.
-Fuj, co to za paskudztwo?-skrzywiła się.
-Syrop z łabędzich piór.
-Smakuje jak smoła...
-Ma leczyć, a nie smakować.-odparł ze wzruszeniem ramion.-Dziękuję ci za pomoc.
-Nie ma za co.-uśmiechnęła się, ma piękny uśmiech...Augustinus podszedł do chłopaka i zamyślił się. Nagle zaczął ściągać z niego resztki ubrania, gdy skończył, zaczął szperać w torbie. Tym razem wyciągnął z niej kolbę z zielonkawego szkła. Przechylił ją lekko i wylała trochę jakieś oleistej cieczy na dłonie. Zaczął ją rozprowadzać po ciele nastolatka.
-Co to jest?
-Panaceum, lek na wszystko...a przynajmniej wszystko co z ludzkiego świata pochodzi.-wyjaśnił, nie przerywając czynności smarowania chłopaka. Rzeczywiście, rany po pazurach Morfa zaczynały się zasklepiać.
-Leno, czy wiesz co planuje Dark?-zapytał Augustinus, dalej zajmując się młodzianem.
-Niestety nie, mój ojciec i dziadek nie chcą mi ujawniać swoich pomysłów...
-A wiesz gdzie ukrył Strażników?
-Nie, wiem tylko, że chce dokonać jakiegoś rytuału, ale nie wiem jakiego...
-Rytuał...Gdzie ma swoją kryjówkę?
-Zamieszkał w Cachticach...zamku Elżbiety Batory.
-Krwawej Hrabiny?!
-Tak.
Strażnik zamilkł, machinalnie rozprowadzając miksturę, gdy skończył, wytarł ręce w chustkę.
-Źle, bardzo źle...Jeśli wzbudzi księżną to będą kłopoty. Trzeba się tym zająć, ale najpierw muszę popracować nad psychiką tego tutaj.-spojrzał na młodzieńca.-Macie czas dla siebie, ale nie odchodźcie mi stąd.-Popatrzył na nas i stanął z tyłu łóżka operacyjnego, zanurzył palce w gęstych, czarnych włosach tak, że prawa dłoń była pod głową, a lewa na jej koronie. Zaczął coś mamrotać, nie wiem czy po ludzku, czy po łacinie. Przymknął oczy, a wokół niego pojawiła się jaśniejąca aura. Jednak dla mnie była ważniejsza Lena.
-Dlaczego nam pomagasz?
-Nie chcę być jak mój ojciec...Nie chcę sprawiać zła, cierpienia...-odparła i patrzała na podłogę.
-Dlaczego więc go nie opuścisz?
-Trzymają mnie więzy krwi...Naprawdę we mnie wierzyłeś, jak robiłam ten cały "anta-coś tam"?
-Antagonizm!-wtrącił się Augustinus, nie przerywając swojej pracy.
-No własnie.
-Tak...wierzyłem w ciebie.-zaczerwieniłem się, ona również. Zapanowała niezręczna cisza, przerywana mruczeniem Strażnika Światów.
-Twoją mocą jest sprowadzanie mrozu i śniegu?
-Tak, to całkiem niezła zabawa.-odparłem i sprawiłem, że nad nami zaczął padać biały puch. Uśmiechnęła się.
-Piękne.-powiedziała. Znów siedzieliśmy w ciszy, ale tym razem nie była niezręczna...Patrzyliśmy sobie w oczy i całkowicie straciłem poczucie czasu. Nagle do mojej świadomości wdarł się jakiś komunikat...Nie zrozumiałem go na początku, dopiero po chwili "Gołąbeczki, obudźcie się!". Zignorowałem go...W tym samym momencie poczułem uderzenie w tym głowy. Odwróciłem się i zobaczyłem Augustinusa.
-No co?
-Trzeba było reagować na słowa. Nasz podopieczny ma kilka informacji.-wskazał ręką na nastolatka. I znów podszedł do niego i ułożył dłonie tak jak przedtem. Chłopak nie otwierał oczu, żadnych odznak życia.
-Jak masz na imię?
-Lucas.
-Ile masz lat?
-17.
-Co tutaj robiłeś?
-Założyłem się z kolegami, mieszkamy niedaleko, kto wytrzyma tu najdłużej. Po tym co tu zobaczyliśmy, zaczęliśmy uciekać, a ja wywróciłem się na tych kamiennych schodach i wylądowałem przed jakimiś drzwiami. Były uchylone więc widziałem co się za nimi dzieje. Jakiś facet w czarnym płaszczu oraz skrzydłami na plecach rozmawiał z starszą kobietą, która miała na sobie habit. Przy mężczyźnie stało dwoje postaci...Chyba wilkołak i wampir.
-O czym rozmawiali?
-Mówili o jakimś rytuale...Rytuale Wag i Świec. Kobieta wyjaśniała jak ma go wypełnić.
-Co potem się stało?
-Chciałem się dźwignąć i uciec, ale kiedy wstawałem potrąciłem jakąś doniczkę i poleciała na ziemię. W ciszy tego budynku dźwięk tłukącej się porcelany poniósł się echem. Postacie za drzwiami znieruchomiały, zanim zacząłem biec usłyszałem jeszcze "Za nim!", nie oglądałem się za siebie, ale wiedziałem, że gonią mnie te postacie towarzyszące facetowi w płaszczu. Zanim dobiegłem do drzwi frontowych dopadły mnie...Poczułem szpony wilkołaka wbijające się mi w ciało, a potem kolejne szarpnięcia, myślałem, że mnie rozczłonkuje. Powstrzymał go ten drugi, "Ja też chcę się pożywić!' powiedział. Zanieśli mnie do tamtego pokoju, przed oblicze kobiety i mężczyzny..."Co mamy z nim zrobić?" zapytali, odpowiedział, że jestem ich, ale kobieta ma wypowiedzieć jakieś słowa...Chyba nazwał je zakazanymi. Postać w habicie ściągnęła chustę z twarzy...ujrzałem jej oblicze, jedna masa rozkładającego się mięsa...Powiedziała coś czego nie zrozumiałem, a potem już nic nie pamiętam...nie licząc bólu.
Augustinus zdjął dłonie z głowy chłopaka.
-Już wiemy jaki rytuał planuje Dark...-powiedział.
-Co to jest "Rytuał Wag i Świec"?-zapytałem.
-Przez ten obrzęd przekazuje się energię życia...Nie zawsze za zgodą ofiary.
-Czyli Dark chce...przekazać życie komuś?
-Jak się domyślam Krwawej Hrabinie, jego ukochanej...Oraz by posiąść pełnię sił, więzienie trochę je nadwyrężyło.
-Co robimy?-zapytała Lena.
-Ty wracasz do Darka i Pitcha, Jack poleci do Jamiego, Terry i reszty by ich ostrzec, a ja odprowadzę tego mądrale do domu...Kto normalny pcha się do nawiedzonego domu?
-Tak jest!-wykrzyknęliśmy równocześnie z dziewczyną. I każdy z nas udał się w swoją stronę.

*Kartka Augustinusa- Co się stało z tym chłopakiem?*

Jack, i Lena polecieli, a ja musiałem zająć się Lucasem...A właściwie najpierw go ocucić...Zwyczajne sole trzeźwiące nic nie dały, postanowiłem użyć pewnej mikstury...Śmierdzi tak, że otwarcie na świeżym powietrzu, zatruje środowisko na 50 lat. Poskutkowało, zaczął kaszleć i usiadł na stole operacyjnym.
-Gdzie ja jestem?-rzucił pytanie w przestrzeń.
-W "Asylum".-odpowiedziałem, stojąc za nim. Podskoczył dobre 2 metry nad ziemię. Odwrócił się, a ja stałem się widzialny dla niego.
-Kim jesteś?-powiedział drżącym głosem.
-Augustinus Benedicta, Strażnik Światów, jak również tego miejsca.-odparłem i podszedłem do niego, a on schował się za szafkę.
-Nie podchodź do mnie!
-Tak zwracasz się do kogoś, kto uratował ci życie?-no dobrze, połowiczna prawda, ale lepiej było nie komplikować sprawy.
-Co zrobiłeś?
-To co słyszałeś, przypomnij sobie co tu się stało.-mówiłem spokojnie, a on zmarszczył czoło.
-Pamiętam...Wampir i wilkołak.
-Tak. Choć odprowadzę cię do domu.
-Dlaczego mnie uratowałeś? Wszedłem przecież na twój teren.
-Prędzej sam stracę życie, niż pozwolę komuś umrzeć na mojej warcie.-uśmiechnąłem się.
-A ty przypadkiem już nie żyjesz?
-Nie jestem duchem, jeśli o to ci chodziło. Może kiedy indziej to wszystko ci wytłumaczę. Choć do domu.
-Dobrze...ale dlaczego jestem w samej bieliźnie?
-Twoje ubranie jest...w nie najlepszym stanie.-wskazałem na strzępy koszuli i spodni.
-Ale przecież nie pójdę ulicą w samych majtkach!
-Nie masz innego wyboru, jeszcze nie dnieje więc mało będzie ludzi na drodze...zwłaszcza na takim odludziu, Chyba, że chcesz tu zostać? Będziesz miał ciekawe towarzystwo, wiele osób z personelu i pacjentów dalej tu jest.
Chłopak popatrzył w stronę drzwi i zastanawiał się chwilę.
-Niech ci będzie...Ale jak ktoś mnie zobaczy to zapadnę się chyba pod ziemie...Swoją drogą, co to za tłusta substancja, którą mam na sobie?
-Specjalna maść, wyleczy wszystkie rany ciała.-wyjaśniłem. A Lucas schylił się po to co zostało z ubrań, ale natychmiast wyprostował się, krzywiąc się z bólu.
-Nie mówiłem, że uleczy wszystko w 5 minut.-dodałem. Wyszliśmy ze szpitala, noc nie była chłodna, ale w jego przypadku chyba trochę inaczej się to odczuwało.
-Opowiedz mi coś o sobie.-poprosił mnie. A ja popatrzyłem na Księżyc...Nie wiedziałem czy mu opowiedzieć o wszystkim, ale coś mi mówiło, że powinien to wiedzieć.
-Urodziłem się dawno temu, na początku średniowiecza, wtedy to były tereny Państwa Kościelnego, dzisiejsze Włochy. Ukochałem naukę i mądrość. W wieku 12 lat wyjechałem z domu, by udać się na Syberię. Osiadłem tam na trzy lata, potem, z woli Księżyca, stałem się Strażnikiem, istotą nieśmiertelną i wiecznie młodą. Od tego czasu pomagam, doradzam, jestem podszeptem serca, a raczej rozumu. Tak w skrócie to cała moja historia. Daleko mieszkasz?
-Piechotą? Jakieś półtorej godziny. Kim tak właściwie są Strażnicy?
-To istoty nieśmiertelne, służą Księżycowi i opiekują się przede wszystkim dziećmi. Ja mam zakres obowiązku do 16 roku życia. Strażnikiem jest również Piaskowy Ludek, Zębowa Wróżka, North, zwany Mikołajem, Zając Wielkanocny, Jack Frost. Jednak tylko mnie jesteś w stanie zobaczyć. Żeby widzieć pozostałych musisz w nich wierzyć, ja nie mam tego ograniczenia, sam decyduję kto mnie widzi, a kto nie.
-Masz jakąś jeszcze moc?
-Tak, telekinezę i telepatię.
-Łał, zawsze chciałem czytać w myślach.
-Rzeczywiście przydatna to rzecz.-zaśmiałem się. Szliśmy tak jeszcze 30 minut, cały czas rozmawiając. Nagle zobaczyliśmy grupkę postaci idącą w przeciwnym kierunku...Czyli prosto na nas, byli jakieś 300 metrów od nas.
-Twoi znajomi.
-Skąd wiesz?
-Wyczuwam i czytam w myślach. Boją się i martwią o ciebie. Na mnie czas, jesteś już bezpieczny.
-Spotkamy się jeszcze?
-Może, a raczej na pewno, muszę ci jeszcze dać dwie mikstury, by w czasie pełni nie wył na Księżyc, a po nocach nie szukał krwi. Za tydzień. A jeszcze jedno, nie mów im o mnie, ani o tym co stało się w szpitalu.
-Dobrze, dziękuję za wszystko i do zobaczenia.-powiedział i przytulił mnie.
-Do zobaczenia. Mam nadzieję, że nie będziesz mieć problemów z powodu ubrania i całej tej wyprawy.
-Rodziców nie ma w domu, wracają dopiero za dwa tygodnie.
-Myszy harcują, gdy kota nie czują.-zaśmiałem się i otworzyłem "Bramę", ale on tego już nie widział, był zajęty uspokajaniem kolegów. Ciekawy młodzian...a nawet powiedziałbym, że fajny.

8 komentarzy:

  1. Rozdział super, czekam na next :3
    A! No i tytuł mega. Ciąg dalszy ciągu dalszego <3

    OdpowiedzUsuń
  2. mam pytanie co z sayru bo gdzieś znikneła a ja bym chciała wiedzieć co znią

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1.To jest Sayuri
      2.o ile sie nie myle to 2 kartki temu było napisane co sie z nia stalo,a mianowicie,ze poszla z Terra
      i te numerki xD

      Usuń
  3. Zostałaś nominowana przeze mnie do Liebster Blog Awards :) Szczegóły na moim blogu (Rainbow) ;3
    Pozdrawiam, Czułkkowaa <33

    OdpowiedzUsuń
  4. acha mam nadzieje że niejesteś zła

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie,nie jestem.
      Przecież każdy może czasem coś przeoczyć

      Usuń
  5. I Ty i Ewelina macie przeogromny talent pisarski. :-) Jesteście na dobrej drodze do mistrzostwa. Każde opowiadanie to wytwór geniuszu, akcja toczy się wartko, nie ma ani jednego nudnego akapitu. Macie polot i wyobraźnię, co ja sobie nad wyraz cenię. Życzę dalszych sukcesów. :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. a zamierzacie kiedyś napisać książkę i ją wydać jak tak to dajcie znać chętnie przeczytam ^^

    OdpowiedzUsuń