wtorek, 9 lipca 2013

12 kartka oraz kartka z dziennika Augustinusa

Witajcie, może wśród Was, Drodzy Czytelnicy, znajdzie się ktoś z takom wiedzą. Czy zjawisko, które opisałem w poprzedniej kartce (koniunkcja siedmiu planet połączona z pierścieniowym zaćmieniem Słońca) jest możliwe?
Co prawda pisałem, że kartka zostanie dodana w piątek, ale przez to, że są wakacje i mam trochę więcej czasu już dzisiaj umożliwię wam czytanie kolejnych przygód Jacka Frosta & company, gratae lectiunculae :)

+Kartka z dziennika Augustinusa+
Otworzyłem bramę i ruszyłem do Lucasa. Możliwe, że Terra ma trochę racji mówiąc o moim instynkcie opiekuńczym...ale będę zaprzeczać, choćby było to widać gołym okiem. Cóż, swoją godność trzeba zachować, przecież nie przyznam się, że robię się sentymentalny na starość.
Po wyjściu z przejścia między materią, znalazłem się na jakieś ulicy.
-Dziwne...-powiedziałem sam do siebie.-Powinienem wylądować w jego domu.-zastanawiałem się nad tym, kiedy usłyszałem głośne okrzyki dochodzące zza krzaków, które były za moimi plecami. Uniosłem się nad ziemię i już wiedziałem dlaczego "brama" mnie tu przyprowadziła...Za roślinami znajdowało się boiska do piłki nożnej, a jednym z grających był Lucas. Z tego co mogłem rozpoznać był to albo trening, albo grali dla zabawy. Mało znam się na sportach, za moich czasów nie było o nich traktatów...Właśnie zabrzmiałem jak mój dziadek, cóż starzeję się. Ale wracając do Lucasa. Właśnie strzelił "gola" (chyba tak to się nazywa...w każdym razie, trafił piłką do tego prostokąta z siatką), kiedy lądowałem na widowni. Krzyknął z radości i przybił piątkę z chłopakiem, który był w jego drużynie. Patrzyłem jak grają przez jakieś dziesięć minut, po czym jakiś mężczyzna zawołał.
-Ok chłopaki, koniec gry. Nie mogę was samych zostawić, a muszę już iść.
-Dobrze trenerze.-zawołali chórem i zaczęli schodzić z boiska, poszedłem za nimi, ponieważ Lucas zniknął mi z oczu. Znalazłem się pod drzwiami szatni i usłyszałem o czym rozmawiali.
-Ej Lucas, podobno byłeś w tym starym szpitalu dla czubków, to prawda?
-Tak, byłem, założyłem się z kolegami.
-Słyszałem, że zemdlałeś ze strachu!-zaśmiał się ktoś inny.
-Uderzyłem się w głowę.
-I mamy w to uwierzyć? Może jeszcze powiesz, że widziałeś jakieś duchy?-zapytał żartowniś. Szatnia zatrzęsła się od śmiechu, Lucas stał niewzruszony i nie przejmował się zbytnio nimi.
Teraz przyznaję, trochę mnie poniosło, ale no co poradzić na mój instynkt opiekuńczy? Otóż postanowiłem pokazać mądralom co to są duchy, a na tym się znam. Czekałem przed drzwiami, aż w końcu wyszedł z nich Lucas, nie zdejmując niewidzialności, powiedziałem mu, żeby zaczekał tu przez chwilę, potem do niego przyjdę. Reszta już poszła. Wzniosłem się na ziemię, tak by było mnie widać na tle księżyca. Z pomocą przyszła mi pogoda, wiał lekki wiatr, a niebo było trochę zachmurzone.
-TE ACCIO, PHANTASMA INCANTATUS, VENI IN NENIA MEA!!!-zawołałem w przestrzeń głosem, który nazywam "głosem wyroczni". Polega on na tym, że mówi się echem, tak by brzmiało to jakby wydobywało się z innego świata. Zawsze działa. Również tym razem, jeden z nich wskazał mnie palcem. Mi pozostało jeszcze zaintonowanie pieśni, nosi tytuł "Nenia", co w tłumaczeniu z łaciny znaczy "pieśń żałobna"...Nie do końca logiczne, ale cóż mogę na to. A brzmi ona tak:

Niech otworzą się wrota prastare
I niech wypuszczą czarną mare!
Wzywam cię z zamierzchłej przeszłości,
Do tej oto naszej teraźniejszości!
Niech wzbudzą się gromy na niebie,
Bo oto ja przywołuję ciebie!
Boreaszu dmij wiatrem z północy!
To wszystko z mojej woli i mocy!
Niech zabrzmi dzwon żałobny!
Niech zatrzęsie się kamień nagrobny!

Kiedy przebrzmiały ostatnie słowa, jakieś 50 metrów od nich pojawiły się "Wrota", wyglądają prawie tak samo jak moja "Brama", ale one są czarne. Nie mogłem się doczekać kogo przysyłają mi zaświaty, po chwili już wiedziałem. "Idealnie" pomyślałem. Z atramentowego prostokąta wyłonił się Jeździec Bez Głowy. Niebo zasnuły ciężkie, ciemne chmury, a w oddali dały się słyszeć grzmoty. Zerwał się porywisty i zimny wiatr. Jeden z chłopaków odwrócił się i przyznam, że tak piskliwego krzyku jeszcze nie słyszałem. Teraz odwrócili się wszyscy. W tej samej chwili Jeździec z płonącą dynią zamiast głowy ruszył galopem. Coś mi mówi, że gdyby zmierzyć prędkość i czas to pobili wszelkie rekordy świata. Machnąłem ręką i wszystko wróciło do normy. Już miałem iść do Lucasa gdy usłyszałem głos.
-Augustinusie!
-Tak Księżycu?-powiedziałem najbardziej niewinnym głosem jaki mogłem z siebie wydobyć.
-Co to miało znaczyć?
-Co?
-To co zrobiłeś przed chwilą? Czyżbyś nie znał swoich obowiązków?
-A toooo, przecież je wypełniałem.
-Niby jak?
-Mam ludziom doradzać i ich uczyć.
-Wiem, przecież sam ci to przykazałem.
-No i właśnie ich nauczyłem, że z duchów się nie żartuje.
-Zdajesz sobie sprawę jak to określają ludzie? To się nazywa sofistyka.
-Przesadzasz. Przyznaj, że cel osiągnąłem.
-Pamiętaj tylko, że cel nie uświęca środków. A teraz idź do tego chłopaka. Co ja mam z tobą zrobić...
-Sam mnie wybrałeś.-zakończyłem i poleciałem do Lucasa. Stał przy szatniach i czekał na mnie.
-Co to były za krzyki?-zapytał zdziwiony.
-Do jutra usłyszysz co się stało jakieś 10 razy.
-Skoro tak mówisz...A tak w ogóle, co cię tu sprowadza? Mówiłeś, że spotkamy się za tydzień.
-Wiem, ale pojawiły się nowe okoliczności. Musimy porozmawiać, chodź wyjaśnię ci w drodze do twojego domu.
-To coś bardzo ważnego?-zadał pytanie gdy wyszliśmy z boiska.
-Tak, pamiętasz jak w "Asylum" podrapał się wilkołak?
-Tak, trudno o czymś takim zapomnieć...
-Przez to, że cię podrapał, za kilka dni zamienisz się w wilkołaka, kiedy cię ostatnio odprowadzałem, powiedziałem ci, że dam ci eliksir, który to uniemożliwi.
-Tak pamiętam.
-Lecz teraz jesteś mam potrzebny jako wilkołak...
-"Nam"?
-Strażnikom.
-Może w końcu mi wszystko wyjaśnisz?
-Nie starczy nam drogi, chodzi o jedno pytanie, czy zgadzasz się nam pomóc? Nam-Strażnikom i całemu światu.
-I żeby wam pomóc muszę zmienić się w krwiożerczą bestię?
-Tak. Ale postaram się zrobić wszystko by instynkt wilka nie zapanował nad twoją ludzką świadomością.
Zapadła cisza, Lucas miał zamyśloną minę.
-...A mogę dostać czas by się zastanowić?
-Oczywiście, jednak nie mamy go dużo. Przybędę jutro wraz z brzaskiem by usłyszeć twoją decyzję. Dobrze?
-Ok. To do jutra.
-Do jutra.-pożegnałem się i poczekałem, aż wejdzie do domu. Potem otworzyłem bramę i ruszyłem do mojego domostwa.

+Kartka z dziennika Jacka+

Ja i Sayuri czekaliśmy w salonie, przedtem oglądaliśmy dom, ale nie różnił się zbytnio od innych...Chociaż ilość zgromadzonych tu książek była imponująca. Rozmawialiśmy o niczym i wpadł nam do głowy pewien pomysł, jedynym pomieszczeniem, którego nie zobaczyliśmy, była sypialnio-gabinet Augustinusa. Postanowiliśmy z nudów tam zajrzeć, już mieliśmy otworzyć drzwi, kiedy za nami wyrósł, jak spod ziemi, pan domu.
-Ekhm, co wy robicie?
-Eeeee, nic.-odpowiedzieliśmy jednocześnie.
-Widzę, że kusi was mój pokój. Tylko jak niby zamierzaliście do otworzyć?-zapytał z uśmiechem. Rzeczywiście drzwi były zamknięte. Augustinus zaśmiał się, po czym nacisnął klamkę i wszedł. Popatrzałem na Sayuri, miała tak samo głupią minę jak ja. Strażnik po chwili wyszedł z naręczem różnych rzeczy, między innymi: butelkami, słojami oraz zwojami.
-Pierwsza zasada tego domu, tylko ja wchodzę do tego pokoju. Chodźcie, czas przygotować miksturę.
-Czyli Lucas się zgodził?-zapytała dziewczyna.
-Jeszcze nie, ale eliksir robi się długo więc zaczniemy teraz.
Zeszliśmy z pietra i weszliśmy do kuchni, Augustinus położył wszystkie rzeczy na stole, a potem podszedł do szafek i wyciągnął wielki kocioł.
-Trzeba będzie przygotować go na dworze...Jack przynieś drewien, są za domem, a ty Sayuri chodź za mną.
Poszedłem po drewno, gdy wróciłem kocioł był zawieszony na patyku, który był umieszczony w rozdwojeniach dwóch innych patyków w kształcie litery "Y". Położyłem szczapy pod kotłem, a Augustinus nalał do niego wody z pobliskiego strumienia.
-Bene, teraz możesz zapalić drewno.-zwrócił się do dziewczyny, a ona wyciągnęła ręce przed siebie i nagle drewienka zapłonęły jasnym ogniem.
-Nieźle.
-Dziękuję.-uśmiechnęła się.
-To nie koniec, trzeba przynieść stół z kuchni.
-Ten wielki dębowy?-zapytałem.
-A widziałeś jakiś inny? Nie martw się nie jest taki ciężki.-zapewnił mnie, ale jakoś mu nie wierzyłem. Poszliśmy do kuchni i ruszyłem w stronę stołu by go podnieść.
-Co ty robisz?-zapytał mnie Augustinus.
-Mamy go przenieść, co nie?
-Ale nie tak, stołem ja się zajmę, wy weźmiecie te rzeczy.-wskazał na blat. Po czym wyciągnął ręce przed siebie i stół się podniósł.
-Ok, rozumiem, że telekinezą podniosłeś stół, ale jak chcesz go stąd wynieść? Drzwi są za wąskie, nawet jakbyś chciał to obrócić...-zastanawiałem się.
-Porta!-zawołał, a świetlisty prostokąt pojawił się przed nim, wszedł do niego razem ze stołem.
-Aha, tak to chciałeś zrobić...-powiedziałem w przestrzeń i dostałem kuksańca od Sayuri.
-Nie gap się w przestrzeń, tylko bierz te słoje.-zaśmiała się. Musieliśmy iść 4 razy by wszystko pozanosić. Ile można mieć słoików i butelek w domu?
-Bene, wszystko jest, możemy zaczynać.-powiedział gdy skończyliśmy. Przez następne dwie godziny podawaliśmy mu słoiki i butelki, kroiliśmy zioła, proszkowaliśmy minerały i wiele innych rzeczy, aż zdarzył się mały wypadek.
-Jack podaj mi ten słoik ze rubinową wstążką.
-Ok.-odpowiedziałem i podszedłem do stołu...Obok siebie stały dwa słoiki z czerwonymi wstążkami, w moim mniemaniu rubinowy to czerwony więc wziąłem pierwszy lepszy. Po czym podałem go Augustinusowi, a on wsypał garść zawartości do kotła i oddał mi słój. Ciecz nagle przestała bulgotać i tak jakby zastygła, Strażnik pochylił się nad nią, a po chwili wyprostował się z niepewną miną.
-Pokaż mi ten słoik...-więc podałem mu znowu ten sam.- To jest szkarłatny, nie rubinowy kolor...
-A to jakaś różnica?
-Właśnie próbuje sobie przypomnieć...Co ja dałem do tego słoika?-zrobił zamyśloną minę, a po chwili jego oczy szeroko się rozwarły.-NA ZIEMIĘ, JUŻ!!!-chwycił mnie i pociągnął. Gdy dotknąłem ziemi, usłyszałem huk, jakby z 10 dział wystrzeliło jednocześnie i ogromna, jaśniejąca bryła ognia poleciała w niebo.
-Jeśli się nie mylę leci w kierunku Czelabińska...Może nikt nie zauważy?-zastanawiał się na głos Augustinus.-Dobrze, jeszcze raz od nowa, ale następnym razem jak nie będziesz wiedział co masz przynieść to zapytaj się.
-Dobrze.-zrobiłem skruszoną minę.-Myślisz, że nikt nie zauważy tej komety?
-Zobaczymy, ale nie czas teraz na to. Pociachaj mandragorę, a ja przyniosę wodę, Sayuri, rozpalisz na nowo  ogień?
Znów to samo, po trzech godzinach Augustinus dołożył drewien i zwrócił się do Sługi Elementów.
-Teraz będę potrzebować bardzo ważnych rzeczy, potrafisz wytworzyć pierwiastki żywiołów?
-Tak, ale nie zawsze mi wychodzą.
-Spróbuj.
-Co to jest pierwiastek żywiołu?-zapytałem.
-To skumulowane energie ognia, wody, ziemi i powietrza. Przyjmują postać kulistych kamieni.-wyjaśnił mi Strażnik.-Bene, postaraj się.-powiedział do dziewczyny. Ona usiadła po turecku i ułożyła dłonie w kulę. Zaczęła coś mruczeć i kiwać się. Po chwili wokół niej pojawiła się połyskująca aura, raz niebieska, innym razem zielona, to przechodząc w czerwoną i srebrzystą. Augustinus mieszał w kotle.
-Trochę jej to zajmie, usiądź.-usiadłem na stole, krzesła w pobliżu nie było.
-Czy Terra miała rację?-zadałem dręczące mnie pytanie.
-Względem czego?
-Twojego instynktu opiekuńczego.-doprecyzowałem i zauważyłem, że Strażnik mocniej zacisnął dłonie na warząchwi.
-Ma, czy nie ma...To nieważne.
-A dlaczego nie daje ci z tym spokoju, wydawało mi się, że żyjecie w pokoju.
-Dlatego, że brała moją stronę podczas kłótni z Tempusem? Jest inteligentną kobietą, przyznaję, ale nie może mi wybaczyć jednej rzeczy.
-Czego?
-Jakieś 500 lat temu przyszła do mnie z jedną dziewczyną, Caterine More, jeśli dobrze pamiętam. Była jej śmiertelną potomkinią.
-Śmiertelną potomkinią?
-Widzisz, w czasach, które ludzie nazwali starożytnymi, nieliczni żyjący wtedy Strażnicy oraz Neutralni i ci których ci drudzy powołali, cieszyli się ogromnym szacunkiem ludzi. Wręcz oddawano im cześć równą bogom. Stąd wzięła swój początek mitologia grecka i rzymska...Niektórzy z nich mieli potomków wśród ludzi. Między innymi Terra, nazywano ich herosami...A ci herosi mieli swoich potomków, a oni swoich potomków et cetera, całe drzewa genealogiczne. Później, gdy nastał kres tego narcystycznego kadzenia sobie, Strażnicy i Neutralni opiekowali się nimi, choć niektórych spotkał dość przykry los...na przykład Ludwik XVI.
-Ludwik XVI był potomkiem któregoś z Neutralnych?
-Dokładnie jego przodkiem był Chronos...ogólnie rzecz biorąc, duża część szlachty i monarchów miała w sobie krew takich jak my. Ale wracając do Cateriny. Terra chciała, żebym ją również wziął pod skrzydła i przekazał moją wiedzę, mądrość i tak dalej. Nie zgodziłem się.
-Dlaczego?
-Nie czułem od niej tego co czułem u innych. Nie nadawała się. Terra obraziła się śmiertelnie i od tego czasu rozpowiada, że mam instynkt opiekuńczy...Przyznaję, moich uczniów poznaję w dość obciążających mnie sytuacjach, ale nic na to nie poradzę.-wzruszył ramionami.
-A co stało się z tą dziewczyną?
-Z Cateriną? Wydaje mi się, że wyszła za jakiegoś magnata i wiodła dostatnie życie na dworze szlacheckim. Przepuściła pół majątku męża na uczty...
-Tego chłopaka też chcesz uczynić uczniem?-zapytałem, a on przestał mieszać w kotle i zapatrzył się w jakiś punkt na horyzoncie...Zamyślił się.
-Czego ja chcę to jedno, lecz on jeszcze musi się zgodzić...Ale wiedz jedno, nie bez przyczyny szukam ludzi, którym mogę przekazać to co umiem i wiem.
-Co przez to rozumiesz?
-Widzisz Strażnik, który jest uosobieniem mądrości...-chciał coś powiedzieć, ale przerwała mu Sayuri.
-Udało mi się wytworzyć pierwiastki!
-Bardzo dobrze, daj mi je trzeba je wrzucić w odpowiedniej kolejności. Ogień-Woda-Ziemia-Powietrze. A teraz musimy mieszać i czekać, aż rozpuszczą się w miksturze.
-Augustinusie, chciałeś coś powiedzieć.
-Nieważne Jack, nieważne...-powiedział do mnie, ale wydawało się, że myślami jest gdzieś indziej. Mieszał machinalnie miksturę, a ona migotała srebrzystym blaskiem.-Słońce wejdzie na nieboskłon za godzinę...Powinniśmy zdążyć przed brzaskiem.
Pierwiastki rozłożyły się po 40 minutach. Przez następne 20 minut eliksir gotował się by odparować jak najwięcej wody. W końcu z całego kotła zostały 2 litry cieczy. Augustinus przelał je do przyciemnianej butelki i schował do swojego pokoju.
-Musi ostygnąć, a tam jest bezpieczna.-wyjaśnił.-Teraz czas udać się do Lucasa, wy idźcie na Olimp. Jeśli nie przybędę do godziny, znaczyć to będzie, że chłopak się zgodził i go szkolę.
-A co my mamy robić w czasie, gdy on będzie pobierać nauki?-zapytała Sayuri.
-Czekajcie i wypełniajcie swoje zadania, ale nigdy nie wychodźcie w pojedynkę. A teraz, do zobaczenia, najpóźniej za tydzień.-powiedział i zniknął w bramie. Nam pozostało tylko lecieć na Olimp. Ostatnio dość dziwnie się zachowuje...

12 komentarzy:

  1. jej następny wpis on jest świetny niewiem jak to robicie mam dość dziwaczne pytanie czy sayuri mogło by się stać coś złego prosze ( wiem świruska lae karzdy ma inny gust a o gustach sie nie rozmawia)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. De gustibus non est disputandum, to prawda, ale trochę zburzy planowaną akcję. Zobaczę co da się zrobić, w każdym razie zdradzę, że ktoś zginie. :)

      Usuń
    2. jej dziękuje ( ale chodźby mała ranka) dobra przestaje

      Usuń
  2. niema i niebędzie a szukac można wszędzie kiedy wpis

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Wybacz...próbuję się jeszcze ustatkować z pewnymi sprawami.Na pewno coś dodam,ale jeszcze nie wiem kiedy...może jutro,pojutrze?Naprawdę nie wiem :(

      Usuń
  4. 22 dni bez wpisu ja chyba oszaleje bez tego bloga to jak żyć bez sęsu życia

    OdpowiedzUsuń
  5. https://www.youtube.com/watch?v=F-4wUfZD6oc

    OdpowiedzUsuń
  6. brak słów tyle dni mineło a ja albo mam zepsuty komp albo żeczywiście niema wpisu

    OdpowiedzUsuń
  7. cały miesiąc 31 dni bez wpisu aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa ja oszaleje bez tego bloga a może go zawiesiliście wlbo wam sie znudził

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem z lekka pozytywnie zaskoczona ^^ to bardzo ciekawy pomysł na fabułę XD Jestem ciekawa jak się dalej potoczyy fabuła.
    Pozdro ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. ja już zapomniałam o filmie po przeczytaniu teraz to zupełnie inna historia i postać

    OdpowiedzUsuń