poniedziałek, 17 czerwca 2013

Ciąg dalszy 10 kartki.

Salve.
Przepraszam, że tak długo nie napisałem tej kartki, ale mam nadzieje, że mi wybaczycie. :) Oto przed wami dalsze przygody Jacka i Augustinusa w "Asylum"....tak wiem, że kartka jest dziwna, ale mam ostatnio dziwną psychikę. XD.

Znajdowaliśmy się w czymś, co kiedyś musiało być holem, całe pomieszczenie było wypełnione duchami...Zarysy postaci w resztkach ubrań przechadzające się po pokoju bez większego sensu. Słyszałem głosy, ale jakby dochodziły zza ściany, z innego świata. Popatrzyłem na Augustinusa.
-Nie bój się, one są niegroźne....Są po prostu zagubione.-powiedział.
-Wydaje mi się, że na coś czekają.-zauważyłem, ale on nie odpowiedział. Przeszedł przez próg i, jak na zawołanie, wszystkie dusze zwróciły ku nam swe oblicza...Cisza jaka na chwilę zapanowała była wręcz przerażająca w porównaniu z poprzednim szumem głosów. Stali tak jak słupy soli, aż nagle wszystkie ruszyły biegiem w naszym kierunku...Myśl filozoficzna: czy duch, skoro nie ma nóg, może biegać?...Powiemy, że bardzo szybko sunęli. Szczerze mówiąc, ze strachu schowałem się za plecami Augustinusa....Może to mało odważne, ale taki miałem odruch. Ten natomiast uniósł swój kostur i uderzył nim i posadzkę. dźwięk rozniósł się po całym pomieszczeniu, dzwoniąc echem. Postacie zatrzymały się jak na komendę, osaczając nas półkręgiem.
-Jam jest Augustinus, Strażnik Światów, Sługa Księżyca, Radny Neutralnych, a on jest-tu wskazał na mnie.- Jackiem Frostem, Strażnikiem Zabawy, Sługą Księżyca.- Każde słowo odbijało się od ścian, powracając parokrotnie. Duchy skłoniły się lekko i gdy Augustinus ruszył do przodu, zaczęły się rozstępować, a ja poszedłem za nim. Doszliśmy do kamiennych schodów, wątpliwej wytrzymałości, kiedy zadałem pytanie.
-Czemu służyło to przedstawienie się?
-Widzisz, duchy inaczej odbierają świat niż my, czy ludzie. Zwłaszcza, gdy są to duchy zagubione, zabłąkane.-wyjaśniał mi, wchodząc po marmurowych stopniach.- One nie widzą, a inne zmysły, prócz słuchu, są przytłumione. Jednak są w stanie wyczuć zapachy, o których my nie zdajemy sobie sprawy.
-Na przykład?
-Na przykład ten, dla którego ruszyły na nas, aromat księżycowy. One tak bardzo chcą się wydostać z tego świata, że nawet najdrobniejsza nuta tego zapachu skłania je do myślenia, że to sam Srebrny Glob przybył do nich.
-Czyli powiedzenie tego kim jestem, służy temu by nie myliły mnie z Księżycem, tak?
-Tak, ale nie tylko, dzięki temu wiedzą, że jestem Strażnikiem Światów, a przez to, że mi podlegają...Swoją drogą to zawsze fajnie wygląda.- zaśmiał się, a ja nie byłem pewien czy mówił to żartem, czy na poważnie. Kiedy skończyliśmy rozmawiać, stanęliśmy przed dwuskrzydłowymi drzwiami z ciemnego drewna. Augustinus pchnął je, a one uchyliły się, skrzypiąc zawiasami. Weszliśmy do pomieszczenia, tak samo zniszczonego jak inne, na podłodze leżały śmieci, ściany były pokryte przeróżnymi graffiti, w witrażowych oknach brakowało szkiełek, jednak biurko, które było umiejscowione na środku gabinetu, znajdowało się w nienagannym stanie, tak jakby czas nie miał do niego dostępu. Augustinus przeszedł pomiędzy gruzem i spoczął na zbutwiałym krześle, ruszyłem je go śladem i również tak uczyniłem. Ledwo usiadłem, a po drugiej stronie blatu pojawiła się czarna mara.
-Jakiej okazji zawdzięczam tę wizytę?- odezwała się zachrypłym i skrzeczącym głosem. Była ubrana w czarny habit do ziemi, przewiązany brunatnym sznurem, na głowie miała welon zakonny, a twarz miała zakrytą czarną chustą, przez szparę między welonem, a chustą widać było tylko ciemne, złorzeczące oczy. Spod ubrania widać było tylko dłonie, wysuszone i nadjedzone przez czas. Paskudny widok.
-A może przyszliśmy cię po prostu odwiedzić?-uśmiechając się, odparł Augustinus.
-Oczywiście, a ja jestem piękna i młoda...Gadaj, czego chcesz, bo nie ma czasu.
-Śpieszy ci się gdzieś? Masz przed sobą całą wieczność.-zripostował strażnik, a kobieta zacisnęła dłonie w pięści.
-Chodzi  o Darka, wiesz co planuje?- wtrąciłem się.
-Nie wiem, nie słyszałam o nim.
-A ja czytam w twoich myślach, że wiesz i to dużo.-rzekł Augustinus. No tak, dlatego najpierw ją wkurzył, w emocjach nie pilnowała swojego umysłu.
-No dobrze, wiem. Jednak wam i tak nic nie powiem.
-Jesteś tego pewna?
-Tak, jesteś za miękki by mnie zmusić do powiedzenia czegoś, a poza tym mam asa w rękawie.-co prawda, nie było tego widać pod chustą, ale czuć było, że uśmiecha się szyderczo i coś knuje. Nagle zawołała.
-Drako, Morfo, na nich.-Augustinus zrobił zdziwioną minę i szybko wstał z krzesła, a ja nie wiedziałem o co chodzi. Wtem zza regału, gdzie było ukryte pomieszczenie, wyskoczyły na nas dwie postacie. Szybko zablokowałem cios jednej z nich, a Augustinus zrobił to samo.
-Witaj Auguś, tyle czasu nie widziałem ciebie, stęskniłem się.-usłyszałem po raz pierwszy jak ktoś mówi zdrobniale do niego.
-Tyyyyy...
-Tak, JA, hrabia Drako.-powiedział i stanął jakieś 5 metrów od nas. Teraz mogłem im się przyjrzeć dokładnie. Hrabia miał na sobie staromodny frak i monokl. Był trupio blady i wychudły. Drugi, jak się domyślam Morfo, miał wilczą twarz...i był cały w futrze.
-Kim oni są?-zapytałem Augustinusa.
-Sługusy Darka, tak jak koszmary Pitcha. Jednak te są trochę bardziej inteligentne. Z naciskiem na trochę.
-Zobaczymy czy będzie ci tak do śmiechu, jak będziesz mieć moje szpony w karku!-wychrypiał Morfo.
-Nie pozwalaj sobie, staruszek jest mój!- zwrócił się do swojego kompana Drako i rzucił się na Augustinusa, a mnie zaatakował wilkołak. Walczyliśmy tak przez jakiś czas, aż udało mi się zamrozić mojego przeciwnika. Tymczasem Augustinus nie mógł pokonać swojego agresora. Nagle wykrzyknął.
-Patrz, dostawa krwi z Czerwonego Krzyża!
-Gdzie?-Drako odwrócił się we wskazanym kierunku, wystarczyło to by Strażnik przyłożył swój kostur do jego brzucha. Wampir zawył z bólu.
-Co to jest?
-Populus tremula, czyli osikę.-powiedział z uśmiechem.-Od ostatniego czasu trochę się przygotowałem.
-Jeszcze się spotkamy!
-Możliwe...Ale przez najbliższe 100 lat będziesz pyłem.
Rzeczywiście, wampir rozsypywał się w proch, po chwili została po nim kupka piachu. Augustinus podszedł do zamrożonego wilkołaka i odciął mu kłak futra oraz zebrał trochę pozostałości po Draku. Potem wyciągnął sztylet z torby i lekko ranił lodowy posąg, który po chwili również rozsypał się.
-Posrebrzane ostrze.-wyjaśnił. W tej samej chwili dał się słyszeć cichy jęk.
-Słyszałeś?-zapytałem się Strażnika.
-Tak, to z tego ukrytego pokoju.-powiedział i wskazał miejsce, z którego wyłonili się przedtem Drako i Morfo. Poszedł w tamtym kierunku, a ja za nim. Pomieszczenie było w jeszcze gorszym stanie, niż gabinet. Wyglądało na to, że kiedyś służył do zabiegów (na ziemi pełno skalpelów, sprzętu medycznego) a na środku było łóżko operacyjne...Natomiast na nim jakiś chłopak. To on wydał z siebie ten dźwięk. Wyglądał na jakieś siedemnaście lat, miał ciemnawą karnacje i czarne, średniej długości włosy. Był wysoki, o potężnej budowie. Twarz wykrzywiał w grymasie bólu. Ubranie, które miał na sobie, było w strzępach, a całe ciało miał pokryte ranami ciętymi i szarpanymi...Wyglądał jakby dopadło go stada wilków. Augustinus położył dłoń na jego czole oraz sercu, patrzył przez chwilę na skurcze przebiegające twarz młodzieńca. Po czym wybiegł z pokoju i stanął na środku gabinetu, nie zauważyłem tego przedtem, ale Beatrycze gdzieś się ulotniła.
-WZYWAM CIĘ, DUCHU ZAKLĘTY, WZYWAM CIEBIE BEATRYCZE! JA, AUGUSTINUS BENEDICTA, STRAŻNIK ŚWIATÓW, SŁUGA KSIĘŻYCA, RADNY NEUTRALNYCH! WZYWAM CIĘ, PRZYBĄDŹ NA ME WEZWANIE, STAW SIĘ PRZEDE MNĄ, TWOIM TRYBUNAŁEM!!!
Echo, które powstało i powtarzało te słowa sprawiło, że dostałem gęsiej skórki. Ledwo ostatnie słowo przebrzmiało i z ściany zaczęła wyłaniać się znana mi postać w habicie. Widać było, że się opierała, jednak moc Strażnika była potężniejsza niż jej wola. W jednej chwili znaleźliśmy się w innym miejscu, przypominało ono coś na wzór sali rozpraw. Beatrycze stała na środku, przy drewnianych barierkach, a na katedrze zasiadał Augustinus...Poza tym miejsce było puste i ciemne.
-SPRAWA NUMER 9748365491529746, SĘDZIA PROWADZĄCY: AUGUSTINUS BENEDICTA, SĄDZONA: BEATRYCZE!- dał się słyszeć głos z nicości.
-Czy to prawda, że oskarżona użyła zakazanych słów?-zapytał Strażnik.
-Oczywiście, że nie, przecież są zakazane!-oburzył się duch.
-Mów prawdę!
-Mówię!
-Przynieście sukmanę prawdy!- zawołał w przestrzeń, po chwili jakieś dwie niebieskie postacie, a właściwie ich zarysy, przyniosły białą, prostą suknię i założyły ją na Beatrycze. Ta opierała się, ale na nic to się nie zdało.
-Pytam po raz kolejny, czy wypowiedziałaś zakazane słowa?
-Nie!-dalej stała przy swoim. I w tym samym momencie suknia zaczęła zaciskać się na duchu, tak, że upadła na ziemię.
-Czy wypowiedziałaś zakazane słowa?
-Nie!-nie chciała dać za wygraną, a suknia zaciskała się coraz bardziej.
-Za każdym razem gdy skłamiesz materiał będzie się zaciskać...Opłaca ci się to?
-Niech ci będzie...Wypowiedziałam zakazane słowa.-poddała się, ledwo łapiąc oddech. Tym razem materiał rozluźnił się.
-Czy byłaś świadoma tego co ze sobą niosą dla tego człowieka?
-Ni...-chciała zaprzeczyć, ale materiał już zaczynał się kurczyć.-To znaczy, tak, byłam w pełni świadoma.
-Świadoma zniszczenia zdrowia ciała, umysłu i ducha?
-Tak.
-Wyrok nastąpi po naradzie.-wstał i zniknął. Po chwili pojawił się na swoim miejscu.-Wyrok w imieniu Księżyca, dusza siostry Beatrycze zostaje skazana na odejście do wiecznego ognia. Wyrok prawomocny.
-Co? Czekaj!-zaoponowała.
-Niestety, czas szansy zmarnowałaś, INFERNO!- ostatnie słowo zabrzmiało jak głos trąby. Niedługo potem ducha ogarnęły płomienie i po raz pierwszy widziałem w jej oczach strach. Nagle wróciliśmy do gabinetu w szpitalu.
-Dlaczego...?-zapytałem.
-Zakazane słowa mają potężną moc, przynoszą temu, na którego zostały wypowiedziane takie cierpienie, którego nie można sobie wyobrazić. Użyć ich może tylko duch. Teraz muszę się zająć tym chłopakiem.
-Po co?
-Już dawno powinienem ją wysłać do czeluści piekielnych...ale wierzyłem, że kiedyś okaże skruchę...Moją powinnością jest mu teraz pomóc. Ty popytaj duchy, może któryś coś wie...
Poszedłem na dół. Próbowałem coś wyciągnąć od dusz na parterze, ale większość nie zwracała na mnie uwagi, inne uciekały, jeszcze inne coś tam bełkotały...Myślałem, że się załamię...Nagle z cienia ruszyła w moim kierunku jakaś postać, widziałem błysk w jej oczach.

*Kartka Augustinusa-uzupełnienie historii*

Jaki ja byłem głupi, przez tyle lat pozwalałem jej przebywać na tym świecie...A przecież było widać, że nigdy nie okaże skruchy, czy żalu za to co robiła. Na nic kary, ani starzenie się ducha, ani pozostawanie w swoim rozkładającym się ciele...Całkowita obojętność. A teraz, z mojej winy, umiera ten chłopak. Zakazane słowa są zabójcze...Działają powoli, ale nieprzerwanie. Na razie jest początkowe stadium, ale niewiele czasu minie kiedy pojawią się następne, sprawę komplikują te rany od pazurów wilkołaka. Potęgują tylko siłę cierpienia...Próbowałem jakoś powstrzymać to, ale cała maja wiedza, moc i mądrość na nic tutaj...Potrzebny byłby ktoś, kto zna się na cierpieniu.



4 komentarze:

  1. kocham, po prostu ubóstwiam <3 Dawaj szybko kolejną kartkę! Uważaj sobie mam mocną szczękę i nie zawaham się jej użyć xdd

    OdpowiedzUsuń
  2. wpis długi, ciekawy... Bardzo mi się podoba!!! Życzę powodzenia w dalszym pisaniu! ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. tak w ogóle ile macie lat
    jak ona mowila Drako, Morfo, to myślałam ze zaraz powie draco malfoy XD

    OdpowiedzUsuń